Miejska spółka zarządzająca szpitalem - Giżycka Ochrona Zdrowia sp. z o.o. - przegrała w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym. Chodzi o bezprawne utajnienie umów zawartych pomiędzy szpitalem a jej prezesami - obecnym Andrzejem Bujnowskim i byłą prezes Anitą Karnacewicz. Umowy powinny być upublicznione - stwierdził Sąd w Olsztynie.
Z wnioskiem o udostępnienie treści umów zawartych pomiędzy Spółką a jej prezesami (obecnym i byłą), kilka miesięcy temu zwrócił się Daniel Domoradzki - prezes stowarzyszenia Aktywne Mazury, zajmującego się jawnością i transparentnością życia publicznego. W odpowiedzi na pismo, giżycki szpital odmówił udostępnienia treści umów zasłaniając się kuriozalnym zapisem umowy, że ... zarówno obecny prezes Bujnowski i jego poprzedniczka - Anita Karnacewicz nie wyrazili zgody na upublicznienie swoich umów. Warto w tym miejscu wskazać, że decyzja odmawiająca udostępnienia informacji publicznej w imieniu zarządu spółki, podpisana była przez Jadwigę Małgorzatę Misterę - której mandat radnej wygasił Wojewoda Warmińsko-Mazurski za złamanie ustawowego zakazu łączenia funkcji radnej z byciem pełnomocnikiem spółki prowadzącej działalność z wykorzystaniem mienia komunalnego. Czarno na białym widać, że decyzja Wojewody była w pełni uzasadniona, gdyż radna reprezentuje zarząd miejskiej spółki.
Wspomnieć należy, że spółka Giżycka Ochrona Zdrowia sp. z o.o. należy w 100% do Miasta Giżycka i jest podmiotem finansowanym z publicznych pieniędzy, więc wszelkie umowy i dokumenty zawierane przez tę spółkę muszą być transparentne i publiczne. Cienia wątpliwości co do takiej interpretacji nie zostawił Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie, który uzasadniając swój wyrok napisał, że:
Na mocy zapisu zawartego w umowach podmiot zobowiązany (Giżycka Ochrona Zdrowia) nie był władny odmówić udostępnienia wnioskowanych informacji publicznych w postaci rzeczonych umów o zarządzanie.
Moim zdaniem odmowa udostępnia tak ważnych dokumentów jakimi są umowy na zarządzanie 11-oddziałaowym MIEJSKIM, PUBLICZNYM szpitalem, wynikają raczej z chęci zatajenia czegoś przed opinią publiczną niż troską o tajemnicę przedsiębiorstwa. Od wielu miesięcy z samego szpitala słyszymy głosy, że umowy na jakie zgodził się burmistrz Iwaszkiewicz jako właściciel miejskiego szpitala, mogą zawierać dziwne zapisy, jak np. ten o 4 dniowym tygodniu pracy prezesa, albo kilkudziesięciotysięcznej odprawie. Żeby jednoznacznie móc zweryfikować te informacje radni i mieszkańcy powinni mieć dostęp do publicznych umów. Utajnianie treści umów wpływa niekorzystnie na wizerunek zarówno spółki jak też całej placówki. Jeżeli ktoś nie ma czegoś do ukrycia, sam powinien pokazać dokumenty, nie czekając na wyrok Sądu. Przecież gdy w 2020 roku Miasto przejmowało Szpital, burmistrz obiecywał zmianę jakości jego funkcjonowania. Miał być lepiej zarządzany, miała się poprawić jego sytuacja finansowa, a działania miały być jawne i transparentne.